Kojarzycie czasy, kiedy zakłady krawieckie nazywało się od nazwiska właścicieli? Gdybyście dzisiaj spróbowali nazwać tak biznes, jego żywotność w Internecie raczej miałaby pod górkę. Nie dość, że nazw bliźniaczych pewnie znalazłoby się naście, to pozostaje jeszcze kwestia domeny, którą posiadać może tylko jedna szczęśliwa osoba. Co nam pozostaje? Zmiana nazwy. Co to jest domain flipping i czy ma faktyczny wpływ na to, jak nazywa się dzisiaj firmy czy to tylko teoria spiskowa?

Gdybyśmy w tym momencie wypisali dziesięć nazw startupów, możemy się założyć, że na część z nich reakcja byłaby jednoznaczna: niemożliwe, że ktoś tak nazwał swoją firmę. Ewentualnie spotkalibyśmy się z opiniami, że nie są to najbardziej odkrywcze kombinacje sylab, na jakie można wpaść, co sporo mówi o ich twórcach. Ale czy na pewno? Może początkowo nazwa była świetna, wpadała w ucho jak pseudonimy komiksowych bohaterów i bezbłędnie kojarzyła się z profilem prowadzonej przez firmę działalności? Co jeśli w pewnym momencie okazało się, że niestety nie można jej użyć i to pogrzebało cały zamysł? Globalizacja, szeroki dostęp do Internetu i możliwość błyskawicznej wymiany informacji sprawiły, że na świecie zrobiło się ciasno. Wirtualnie właściwie wszystko wydarza się obok nas, nawet jeśli fizycznie nie mogłoby być bardziej odległe. To, czy prowadzimy firmę w Polsce, w Rumunii, na Alasce czy na południu Afryki, z perspektywy Internetu ma niewielkie znaczenie. Wystarczy, że ktoś zna naszą nazwę, wpiszę ją w wyszukiwarkę i voila – jest na miejscu. Jeszcze sprawniej pójdzie mu, kiedy zna naszą domenę. No… i tu zaczynają się schody.

Nazwa to (nie) wszystko

Kiedy chcesz założyć firmę, naturalnie zaczynasz myśleć o tym, jak ją nazwiesz. W zależności od tego, czym się zajmujesz, uznasz, czy lepiej będzie, żeby była nieco dowcipna, bardziej poważna czy abstrakcyjna. W procesie wymyślania zrozumiesz, co ma przekazywać i dojdziesz do tego, jak ma się kojarzyć. Wypiszesz 20, 50, a nawet 100 pomysłów i wreszcie znajdziesz się w punkcie, w którym zyskasz całkowitą pewność, że ta jedna propozycja to strzał w dziesiątkę. Owszem, to powód do świętowania, więc śmiało możesz sobie pogratulować, ale jeszcze nie ogłaszaj tego wszem wobec. Może się bowiem okazać, że po wpisaniu swojej nazwy w wyszukiwarkę, dowiesz się, że podobna firma istnieje. Jest to cios, ale niestety nie jest jedynym, na który musisz się przygotować. Jeśli bowiem nazwa jest wolna i wszystko wskazuje na to, że możesz już zlecać projektowanie logo, rozpocząć proces rejestracji znaku towarowego itd., to koniecznie sprawdź, czy domena, pod którą miałaby funkcjonować strona Twojej firmy jest wolna. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że albo będziesz musieć iść w tej kwestii na duże ustępstwa albo nici z wymarzonej nazwy.

Zobacz też: Kobiety w biznesie – Polska przed USA i trzecia na świecie

Domain Flipping

Wyobraź sobie, że kiedy myślisz nad nazwą na swoją wymarzoną firmę, inni też myślą nad nazwami, ale w zupełnie innym celu – chcą wykupić domeny, które im przysługują, by potem zarobić na takich osobach jak Ty. Taka praktyka określana jest jako „domain flipping” (orientujący się w nomenklaturze deweloperskiej mogą rozpoznawać drugi człon tego pojęcia). Polega na tym, że kupuje się jakąś domenę i z zyskiem ją sprzedaje. Ceny najbardziej chodliwych domen mogą sięgać od 100 tysięcy do nawet miliona dolarów (A nawet więcej, bo jak podaje portal Cleverism, domeny Hotel.com i Business.com sprzedano za odpowiednio 11 i 7 milionów). Oczywiście najbardziej pożądane witryny to te w domenie .com, jednak i lokalne potrafią mocno nadwyrężyć nasz budżet, a wręcz domagać się jego utworzenia, jeśli nie byliśmy przygotowani na taką ewentualność.

Flipowanie domenami – dla jednych pomysł na biznes, dla drugich irytujący problem

Jak podaje Cleverism, od 2013 roku zarejestrowano ponad 183 miliony domen, z których żadna nie jest używana. Wśród tych 183 milionów może znajdować się domena z Twoją wymarzoną nazwą i wcale nie jest powiedziane, że będzie Cię na nią stać. Z drugiej strony, domain flipping nie jest biznesem, na którym można jakkolwiek polegać – w końcu na kupca można czekać i miesiącami. Dlatego posiadacze domen często sprzedają je po procesie negocjacji, w którym może uda się zbić cenę nawet kilkukrotnie, jednak nie jest to gwarantowane. Posiadanie oryginalnej domeny, którą trudno pomylić z inną, to właściwie podstawa prowadzenia działalności w Internecie, dlatego współcześnie wielu founderów myśli od razu domeną, nie samą nazwą.

Sukces nie jedno ma imię

W tym momencie wróćmy do listy dziesięciu startupów, z których nazwy co najmniej kilku wydają nam się średnio pomysłowe – bardzo możliwe, że ostatecznie takie rozwiązania okazały się być najbardziej opłacalne, zwłaszcza że – patrząc na specyfikę startupów – często są to projekty, które mają wpisane w siebie ryzyko niepowodzenia. Jeśli wymyślanie nazwy, negocjacje w sprawie domeny i czas rejestracji znaku towarowego miałyby trwać dłużej, niż samo działanie startupu, ewidentnie nie jest to opłacalne. Gorzej jeśli chodzi o firmę, która z założenia ma przetrwać lata albo już istnieje, ale dotąd nie posiadała strony internetowej – wówczas nierzadko należy posiłkować się spacjami w adresie bądź innymi rozwiązaniami, które mogą pomóc uzyskać jakkolwiek zbliżoną nazwę domeny.

Zobacz też: 4 żelazne porady od CEO największych startupów w Polsce

Słowotwórstwo w służbie dostępności

Czy mniej oczywista nazwa będzie bardziej dostępna? To zależy. Jeśli za mniej oczywistą przyjmiemy wszelkie skróty bądź proste gry słowne, to domain flipperzy prawdopodobnie nas wyprzedzili. Należy pamiętać, że też myślą o tym, jak będziemy chcieli obejść zajętą nazwę, więc przy okazji wykupują nazwy podobne. Nie są natomiast w stanie wykupić wszystkich kombinacji słów, jakie istnieją, więc jeśli połączymy jakieś dwa, weźmy hipotetyczne „biznes” i „Polska”, to np. domena polbiz.com będzie wolna (i jest, sprawdziliśmy, ale już za bizpol.com zapłacilibyśmy ponad 3 tysiące dolarów). Sztuką jest więc nie tylko wymyślenie połączenia, za które – w najlepszym wypadku – nic nie zapłacimy, ale takiego, które będzie satysfakcjonować nas, jako założycieli firmy. Czasem jest to niestety niemożliwe, a czasem właśnie z tym związane są rebrandingi, kiedy ktoś latami czekał na dobrą okazję, by zakupić wymarzoną domenę i wreszcie może poukładać wizerunek firmy w taki sposób, w jaki zawsze chciał to zrobić. Jeśli jednak wizja łączenia słów i wymyślania niestworzonych hybryd nie brzmi satysfakcjonująco, to warto pamiętać, że Elon Musk dziesięć lat starał się o adres tesla.com i w końcu go uzyskał. Tyle że za 11 milionów dolarów.