Fundusze na stworzenie startupu – jak je pozyskać? Słyszę to pytanie za każdym razem, gdy rozmawiam z początkującymi przedsiębiorcami. Pieniądze są ważne i budzą wielkie emocje. W Polsce bardzo często są również tematem tabu. Dlatego tym trudniej zdobyć jednoznaczną odpowiedź – co nie oznacza, że ona nie istnieje.
Żeby zdobyć pieniądze – pracujesz, a im więcej posiadasz unikalnych umiejętności, tym wyższe stawki możesz dyktować. Bardzo podstawowa zasada, która działa zawsze, bez względu na kulturę, region świata, warunki ekonomiczne. Żyjemy w najlepszych możliwych czasach do rozwoju biznesu, uruchamiania startupów, realizowania szalonych pomysłów przez młode osoby. Jeszcze kilkanaście lat temu to było niespotykane, aby 19 latek dostał 1,5 miliona USD inwestycji na realizację pomysłu na biznes. Dzisiaj pieniądze leżą na ulicy, dosłownie, wystarczy się tylko po nie schylić. Jeżeli posiadamy dobry produkt, solidnie poukładany pomysł, wizję, ciężko pracujemy i walczymy o swoje, nie ma możliwości, aby nie zdobyć finansowania. Jednak postarajmy się to rozłożyć na czynniki pierwsze…
Najpierw biznes, potem… pieniądze
Większość pomysłów na biznes jesteśmy w stanie doprowadzić od pomysłu do fazy POC (Proof of Concept) w kwocie 5 000 – 10 000 zł. Żeby stworzyć prototyp, powinniśmy zainwestować 25 000 – 50 000 zł, natomiast za 100 000 – 200 000 zł powinniśmy być w stanie zrobić MVP (Minimal Viable Product), czyli produkt kompletny, możliwy do testowania na rynku, jednak w minimalnej formie jeśli chodzi o wachlarz funkcjonalności.
Oczywiście powyższe symulacje mogą się różnić, jednak musimy coś wziąć na warsztat, aby pokazać tok rozumowania. Uważam, że etap POC/Prototypu powinien zostać sfinansowany z własnych środków. Nie mam na myśli aspektów oddawania udziałów, dobierania wspólników, tylko czysto praktyczne podejście, aby ocenić, z jakiego rodzaju biznesem się mierzymy. To jak granie w pokera na zapałki – to nie ta sama gra, co na pieniądze. Ważna jest kwestia umiejętności wydatkowania pieniędzy, zarządzania budżetem, świadomość rynkowych stawek. Wiecie, ile osób widziałem przepłacających kilkaset lub kilka tysięcy procent za wykonywaną pracę? Łatwo wydaje się cudze pieniądze. Niestety aktualnie w większości przypadków startupów proces ten jest zaburzony. Najpierw pozyskuje się inwestora, następnie buduje się biznes. Nie. Najpierw powinniśmy zbudować biznes, zarabiający pieniądze, następnie inwestor sam do nas przyjdzie. To jest logiczny ciąg zdarzeń.
Jak zdobyć 50 000 zł na start?
Mówimy tutaj o praktycznych metodach sfinansowania drogi od pomysłu do fazy POC lub prototypu bez oddawania części biznesu. Wpierw bazujmy na najbliższych, na rodzinie, na tych, którzy w nas wierzą i są w stanie zainwestować pierwsze pieniądze w nasze szaleńcze wizje. Płatne studia kosztują 5 000-8 000 zł rocznie, co w skali 5 lat daje kwotę 30 000 zł. Bardzo często takie pieniądze otrzymujemy od najbliższych na edukację. Jeżeli wierzymy w pomysł, to dodatkowo będzie to lepsza edukacja niż jakiekolwiek studia wyższe. Następnie pracujmy po godzinach, sprzedając mikrousługi. Dzisiejsze pokolenia mają naprawdę ułatwioną drogę do monetyzowania swoich umiejętności. Dodatkowo wszystkiego możemy nauczyć się w internecie. Proste projektowanie graficzne, montaż filmów, obróbka zdjęć, proste prace programistyczne, obsługa mediów społecznościowych, pisanie czy redakcja tekstów, research, tłumaczenia… To wszystko są mikrousługi, które możemy wykonywać w domu. Jeśli więc mamy jakieś umiejętności, możemy pomyśleć o ich monetyzacji. Często nawet nie jesteśmy świadomi tego, jak często ktoś poszukuje kogoś do wykonania żmudnej, acz prostej i relatywnie dochodowej mikrousługi. Niedawno spotkałem się z ogłoszeniem, w którym ktoś poszukiwał osoby do… przekadrowania zdjęć. Tysiąca zdjęć. Co ważne, mikrousługi możemy mnożyć, a i w tym przypadku efekt skali może zdziałać cuda.
Dziel się!
Jestem ogromnym fanem firm wykorzystujących potencjał ekonomii współdzielenia, jak Uber, BlaBlaCar, AirBnB, JadeZabiore, iParkomat czy SirLocal. W skrócie chodzi o to, że jeśli mam coś, czego nie potrzebuję lub czego mam w nadmiarze, mogę odpłatnie się tym podzielić. Owym czymś może być mieszkanie, parking, rower, ale też np. miejsce w samochodzie, czas czy konkretna umiejętność. Gdybym był na studiach lub po i miał w głowie genialny pomysł na biznes, pracowałbym każdą wolną chwilę jako kierowca UBER-a, każdą zarobioną złotówkę inwestując w mój biznes. Genialne! Elastyczny system pracy, spotkania organizowane w każdą możliwą wolną chwilę pomiędzy kursami, albo zabierałbym ludzi ze sobą i załatwiał sprawy w aucie. Czaiłbym się pod biurowcami, a każdy kurs z biznesmenem traktowałbym – w ramach treningu – jako pitch przed inwestorem. Po czterech miesiącach jeżdżenia miałbym wystarczająco pieniędzy, aby sfinansować projekt, oraz byłbym mistrzem tzw. elevator speech.
Kup-sprzedaj
Dla wielu osób świetną drogą na zarobienie pieniędzy jest handel, czyli kupuję taniej, poświęcam czas, inwestuję w marketing, sprzedaję drożej. Niedawno w moim życiu pojawiła się córka –Martynka. Jak każde dziecko lubi zabawki. Część z nich kupujemy używanych, prawie wszystkie sprzedaliśmy drożej niż kupiliśmy, zarabiając na każdej transakcji 15-30%. Prawa ekonomii nie zmieniły się, wszystko funkcjonuje tak jak kiedyś – rządzi prawo popytu i podaży. Tylko żyjemy w czasach, w których naprawdę mamy narzędzia w zasięgu ręki pozwalające na generowanie przychodu.
Metod i pomysłów na zarobienie pieniędzy jest naprawdę wiele. Każdy z nich wymaga naturalnych umiejętności w danym obszarze, ogromnej ilości ciężkiej pracy i najważniejszego czynnika, który pozwala dojść nawet do fazy MVP, czyli cierpliwości. Konsekwentnie z uporem realizując strategię, którą obraliśmy, możemy sfinansować każdy etap rozwoju, bez oddawania udziałów w początkowej fazie. Mam nadzieję, że takie spojrzenie pokaże Wam, że pieniądze to najmniejsze wyzwanie w prowadzeniu biznesu.
